3322011201: bez kropki

Rymy, reguły paskudne, rzeźnik poezji,
Rupieciarnia skojarzeń.
Nie tak się pisze,
Pisze się tęczą, tłumem marzeń.
Legendą, linią lasu, lilią wodną.
Lasem się biegnie bez tchu,
A tam manowce, makabra mokradeł,
Manieryzm boży, miejsca pełne mocy.
I tak staję się włóczęgą,
Więźniem Boga.
Żadni wodzowie, wyprawy krzyżowe
Mi nie pomogą się uwolnić z tego.
W samym środku ognia,
W obcowaniu z Bogiem,
W bławatkach, w bombach bławatkowych
Absolutny myśli, angielskie deszcze,
Anielskie skrzydła.
Uciekam, może.
Też się uspokajam,
Gdy iluzja idiotów, idealizm jaskiń
Głód zaspokaja.
Tylko pierwsze głody.
Bo jest głód wielki, co jak gość przychodzi,
Gbur, grzyb garbaty,
Układa mi w głowie i dwie drogi widzę:
Góry, gąszcze gwiazd na niebie,
Albo doły diabelskie i drogi do piekieł.
Diabeł jak złodziej, zaproszenie mroku,
Łotr bezłzawy,
Przeklętnik, padlina, o psim pysku bestia,
Co powietrze psuje,
Niewart, aby pięść zacisnąć.
I porzucam diabła, drugą drogą idę.
A tam wszędzie niebieskość, natchnienie, nirwana,
I nerwy, czy się Bogu spodoba nijakość.
Kłamca każdy poeta, kat i kara, karaluch.
Jakby krata w kosmosie albo kaptur na oczy.
Jakby fatamorgana, forma fali i burzy.
Judasz każdy poeta, jeszcze jestem judaszem,
Ale w snach już sokołem,
Który walczy ze smutkiem.
Ulatuję we śnie, przez sen, przez okno
I nagle duszna dusza moja
Dosięga do Boga, w płomieniach znów wstaję,
Cała w ogniu, pożoga.

Kiedy skończę coś kiedyś
To tak, jakbym nigdy nie zaczęła.
Cholera.
Ja tylko szukam tutaj Boga.
Nic nie umiera przy mnie,
Tylko zapada się we mnie,
Jak kolaps posiadanych uczuć,
Zapaść człowieczeństwa.
Kupa przekleństwa.
Cholera.




Komentarze